Trudnych początków zaczątki
Data dodania: 2010-06-13
Szkoda opisywania tych wszystkich miesięcy, dni, godzin, dłużących się rozmów, wahań, obaw, pytań za co i gdzie. Po wielu latach a w ostatnich czasach pod wpływem oszołomów z ławek przed blokiem, szczególnie w godzinach popołudniowych i wieczorowo nocnych, nie mając praktycznie nic, prócz własnej desperacji, zdecydowania i wiary podjęliśmy decyzję o budowie domu.
Nie mając żadnego doświadczenia, gdyż jedyną budową do tej pory jaką przeżyłem był mój brzuch, okazuje się, że całkiem okazały. Budowałem go kilka lat i muszę przyznać, że został zbudowany nie z byle czego, ale o tym kiedy indziej. W każdym razie najwyższa pora na odchudzenie budynku….
Brak doświadczenia spowodował, że zaczęliśmy szukać gotowców, tj. biur, które wybudują u siebie wg. własnego doświadczenia załatwiając za nas dosłownie wszystko. Wydawało nam się, że jest to znakomity sposób dla osób, które nie mają zbyt wiele a oczekiwania mieszczą się w realnych granicach przeciętnego pożeracza chleba…. Tak pewnie by się stało, jednak przy takim wariancie musicie trafić na uczciwego pośrednika lub właściciela firmy handlującej takim towarem…
Dla naszego pośrednika liczyła się tylko jego kiesa i już na samym początku wprowadził mnie kilka razy w błąd, zarówno w kwestii samego projektu, ewentualnych zmian, ogrzewania – chcąc wmówić mi, że ogrzewanie butlą jest ok… i takich kilka rewelacyjnych wiadomości, że boczki zrywać!!!!!!!! Młodzież z ławek, tym czasem coraz bardziej mnie, no powiedzmy denerwuje.... Oczywiście nie jestem czepialskim i zdaję sobie sprawę, że to nie ich wina... Bardziej tych starych projektów blokowisk miejskich, ale cóż.... denerwuje i hm... denerwuje, więc budowac trzeba....
Po długich namysłach, i po zapewnieniach darowizny gruntów rolnych mojej mamy – włościanki, zdecydowaliśmy się na budowę domu w wygnajewie, oddalonym od naszej codziennej cywilizacji o 15 i 20 kilometrów w kierunkach wschód – zachód oraz o 10000000000 lat świetlnych od jakiejkolwiek kultury cywilizacyjnej… Wow, ale…, ale… W niedalekim sąsiedztwie jest las i łąki oraz rzeczka, kilku aborygenów, rzec można SKIRUŁAWKI lub takie tam WILKOWYJE
Brrrrrrrrrrrrrr jak tylko wspomnę o tym, ale cóż zamienię obuwie miejskie na kalosze i jakoś pożyjemy…..Za zamianę obecnego hałasu na te ćwiergole wybudowałbym się jeszcze kilka lat świetlnych dalej…
W takiej perspektywie zaczęliśmy przerabiać projekt podrzucony przez pośrednika oszusta – mianowicie wybudowania Iskierki, tym razem na gruntach rolnych mojej mamy włościanki z rodu SANGUSZKO, po których to szlachta na koń wsiadała….
Zaczęły się zliczania już zaciągniętych długów i tych które zaciągniemy, liczyć groszaki, rozbijać skarbonki, zabierać kieszonkowe dzieciom, odchudzać się nagle. Okazało się, że nie lubimy piwa, nie mówiąc o innych alkoholach, a już w szczególności tych okropnych grillowanych kiełbasek…. Chyba, że organizują je znajomi, wtedy nawet są zjadliwe i smakują…..
Okazuje się, że do pracy można chodzić pieszo, jeść kaszankę w niedzielę a w tygodniu oglądać wystawy….
Taką to oszczędnością, zrezygnowani, spojrzeliśmy na problem inaczej i młody człowiek, rówieśnik naszego najmłodszego a już cwaniak doradców prawnych pokazał jak można dalej jeździć samochodem do pracy i nie koniecznie pluć na własne grile….
W ten otosposób decyzja dojrzała....