Przybliżenie napotkanych problemów
Data dodania: 2010-06-14
Dzisiaj pełen nadziei i promieniującego szczęścia, pomimo kłopotów zwolniłem się z pracy, oczywiście na chwilkę i udałem się do przyszłego miasta powiatu. Miałem w końcu perspektywę przepisania aktu notarialnego, no a wiecie przecież, że po czymś takim jako posiadacz włości, rzecz można dziedzic, to już nie przelewki. Jutro pędzę na targowisko miejskie zakupić pierścień – sygnet, jeszcze tylko jakieś barwy, może herb, może morze…. Dobra!! czas już na ziemię…. Więc było to tak:
Zabierając mamuśkę włościankę walimy do notariatu, skąd bez problemów, parę minut później, w prawdzie bez sygnetu, wyszedłem jako posiadacz gruntów rolnych klasa V, co w sposób nadzwyczaj wyraźny zbliża mnie i moje kochanie do urealnienia marzeń NASZEJ ISKIERKI KAMAARKA, pomniejszając budżet o 542,84 zł.
W tym miejscu mój uśmiech i dotychczasowy zapał nieco się zachwiał. Nie, nie to za chwilkę, wcześniej udaliśmy się do energetyki zakładu PANÓW WIELKICH i tam ten sam co wcześniej miły PAN powiedział, że niestety jeszcze nie ma zapewnienia dostawy monopolistycznego prądu…. gdyż nic nie dotarło na Pana biurko. Na moje usilne prośby aby był sprawił i zatelefonował do kolegów PANÓW z biura obok i spytał kiedy mam przybyć i w ukłonach odebrać ów kwit, odpowiedział po chwili namysłu, że sprawi o co proszę.
Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jak poczekam około pół godziny to odbiorę mojego oczekiwanego, wymarzonego, jedynego kwita bez którego wniosek o warunki zabudowy nie istnieje…..
Praktycznie i teoretycznie, wyposażony w cały komplet wymaganych dokumentów, majestatycznie, (jestem już przecież dziedzicem - ordynatem), no bez władztwa pierścienia ale zawsze, - wchodzę do Urzędu Gminy (obsługa rewelacyjna) i bezpośrednio do biura gdzie miałem złożyć wniosek o warunki wraz z załącznikami. Młody człowiek – urzędnik, naprawdę kompetentny i och.. i ach… wszystko mi wytłumaczył (takich urzędniczych kontaktów życzę WAM wszystkim) ale, ale…. Okazało się, że załączone mapki geodezyjne nie posiadają jednej z czterech granic moich włości(stąd ten ordynat). Nie ma określonych granic, nie ma wniosku!!!!!. Horyzont zakończenia spraw ukłonowo papierkowych oddalił się znacząco….
Zawinąłem więc mapki warte tyle co rolki w pobliskim kiosku RUCH, ino trochę twardsze (ponoć nie mówi się ino, ino tylko, łoj tylko – tylko) i zrezygnowany udałem się ponownie do GEODEZJI…
Tam poinformowano mnie, że granicy nie naniesiono, gdyż UUUWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nigdy jej tam nie było!!!!!!!!!! HORROR
Pytam się więc jak to możliwe? Wyciąg z gruntów rolnych?, przepis notarialny? Co ja nabyłem? Jak nie ma to granic, więc dlaczego wszędzie określano, że ma to 35 arów? Okazało się, że jest to możliwe…. Chyba tylko w naszej rzeczywistości, ja w każdym razie nie bardzo łapię o co tu chodzi, jednak powiedziano mi, całkiem, całkiem uprzejmie, że nieraz tak bywa i że są dwa sposoby na załatwienie tych problemów??????????
Słysząc dwa - przypomniały mi się dawne czasy, które znam z opowiadań i filmu MIŚ, zaczynając żałować, że nie mam kilku kilogramów PODWAWELSKIEJ. NIC jednak mylnego, nie o to chodziło… Te dwa rozwiązania to przepisanie mapek na ewidencyjne, gdzie ponoć granice są wszystkie i tutaj trzeba być geodetą aby pojąć różnice albo nie być mną, gdyż ja tego nie widzę. Druga możliwość: wytyczenie nowych granic i tutaj nawet nie chciałem słuchać końca zer przy wyliczaniu kosztów. No może przesadziłem ale jak na te które poczyniłem do tej pory, łącznie z notariatem, to lekka przesada. Innych rozwiązań ponoć nie ma…. Z tym, że PANI nie wie czy mapki ewidencyjne przyjmie Pan urzędnik z Gminy???? O ZGROZO czy jest coś jeszcze mnie w stanie zaskoczyć?????
Wieczorem po rozmowie z zaprzyjaźnionym geodetą - bez uprawnień, dowiedziałem się, że nie jest tak źle, jednak muszę uzbroić się w cierpliwość i raz ale porządnie załatwić kwestię wytyczenia granic działki, która wcześniej była wytyczana. Mama włościanka też ją kiedyś była nabyła. Takie to moje już szczęście…
Pan urzędnik w Gminie powiedział, że mapki przyjmie jednak nie wie czy urbanista będzie chciał na takich pracować a wiąże się to bezpośrednio z wydaniem decyzji o warunkach zabudowy i tu kolejna „ściana” . W TYCH DZIWNYCH REALIACH CHYBA NIC NIE MOŻNA ZAŁTWIĆ NORMALNIE. Wspólnie postanowiliśmy zaryzykować i ów mapki po ich wykonaniu załączyć do wniosku co odłoży się o kilka dni do czasu wykonania nowych mapek!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OTO POLSKA WŁAŚNIE…
Tak zakończył się kolejny dzień załatwiania ukłonowo papierkowego. Mam tylko nadzieję, że nie wszystkich WAS dotkną takie doświadczenia, pisze o tym, gdyż coraz więcej się mówi o prostocie załatwiania spraw urzędowych, że niby frontem do klienta, że procedury są uproszczone i upraszczane a tutaj????? SAMI WIDZICIE!!!
Nic to jednak, jak tylko wspomnę sobie o cudownej naszej blokowej młodzieży z wieczorowo nocnych pobytów na „trzepaku” i wtrącania w co drugie wypowiedziane przez nich słowo – słowa „CZAISZ” - zaciskam co mam, zagryzam co mam i brnę dalej w marzeniach o KAAMARKU ISKIERCE….